sobota, 30 marca 2013

Bębenek.

                     Bębenek.
                  akryl na kartonie, 43x54 cm.



  Wprawne ręce człowieka sporządziły bębenek. Ten wdzięczny instrument, nawet lekko trącony palcami, wydawał wesołe, skoczne tony, od których od razu robiło się weselej. Gdy ktoś na nim grał, rosło serce zarówno bębenka, jak i tego, kto na nim przygrywał.


  Lecz pewnego dnia wszystko się zmieniło. Człowiek opuścił swój dom i poszedł na wojnę. Bębenek został zupełnie sam. Aby nie utracić pięknych wspomnień ani marzeń, nauczył się samodzielnie wygrywać rytmy. Chwycił za pałeczki i bębnił. Tak odganiał smutki i zapełniał otaczającą go pustkę.



  Aż pewnego dnia przez okno wlazł niedźwiedź. Nie znalazłszy niczego do jedzenia, porwał w łapy bębenek i zabrał go ze sobą do lasu.
  Las wydał się bębenkowi straszny i ciemny, ale też wielki i piękny, przerażający, ale tętniący muzyką.
  Odtąd bębenek wtórował ptasim świergotom, porykiwaniom jeleni, pomrukom niedźwiedzi, pochrząkiwaniom dzików, wilczym wyciom, wszelkim trzepotom, tupotom, świstom, szelestom i sykom, jakie tylko można usłyszeć w lesie. Wszystkie te głosy miały teraz prawdziwy akompaniament.




 Wkrótce dowiedziały się o tym leśne elfy, potem wiedźmy i czarownice. Podchodziły coraz bliżej. Bębenek przestraszył się, ale nie przestał grać.
  Gdy nadeszły strzygi, jędze i pokraki, walił mocniej.
  A gdy za jego plecami przysiadły rzędem upiory, widma i zjawy, grzmiał, ile sił w rękach, aż drżały dębowe korzenie i konary.

  Ten wielki hałas usłyszał człowiek powracający z wojny. Zrazu myślał z niechęcią, że znów przywołują go te gruboskórne bębny wojenne i chciał zawrócić, ale rozpoznał w końcu znajomy ton. Tak brzmieć mógł tylko jego bębenek. I to w opałach!




  Czym prędzej pobiegł za głosem w sam środek wielkiego lasu. A że był zaprawiony w bojach i nie bał się niczego, nie bacząc na leśne straszydła, zabrał bębenek z powrotem do domu.
  Powrócił czas pokoju, a z nim wesoła zabawa, tańce i skoczna muzyka.


  A jego przeżycia zostały zapisane w kolorach melodii, którą wygrywał...

poniedziałek, 25 marca 2013

Czarna wokalistka.

              Czarna wokalistka.
                 akryl na kartonie, 43x54 cm.




  Zasoby tego świata przesypywane są z miejsca na miejsce. Dla jednych oznacza to odziewanie się w przepych, dla innych, nadzieję na przetrwanie.
  Jakoś Bogu wystarczył namiot przenoszony z miejsca na miejsce, byle z szacunkiem. Były w nim dwie tablice z dziesięciorgiem przykazań: "...nie zabijaj, nie kradnij, nie cudzołóż...".
  Żydzi, wędrując do ziemi, którą w ramach własnego MEGAPLANU obiecał im Bóg, mieli tylko przejść przez kraje napotykane po drodze. Przecież nie przefruną.
  Ale ich, nie chcący o niczym słyszeć królowie, chwytali za broń i rzecz jasna przegrywali. Przelało się morze krwi (niewinnej?) i wędrówka dobiegła końca.




Łupów przedniej jakości i niewolników zebrało się dość, aby przenośny namiot zamienić teraz na wspaniałą świątynię.




  Tylko, że Bóg nie dopuścił, aby zbudował ją zwycięski wódz - Dawid: przelał za dużo krwi. To zadanie otrzymał jego syn, Salomon - syn pokoju.
  Czyżby Bóg ukarał Dawida za posłuszeństwo?
  A może jednak należało prosić Boga o skrzydła (wszak morze się już rozstępowało)...











***

  Na jednym z ostatnich wernisaży, pod obrazem przedstawiającym czerń, wyłoniła się kwestia wojny. Napaść na kogoś, wiadomo, jest to zło. Ale czy zabicie w obronie można nazwać dobrem? Czy pół wojny jest dobre, bo odpiera napaść, czy też cała wojna jest zła, bo stosuje przemoc?
  A może żołnierze, którzy pokonali napastnika, zostali tylko użyci, wykorzystani, wessani w wir wzniecony przez większą siłę? Może pokonali zło, ale czy powinni się uważać za bohaterów? 
  "Zło konieczne"?


  A może, dopuszczając się posłuszeństwa nakazowi "zabijaj", zostali raczej naznaczeni, napiętnowani do końca swoich dni? Każdy na swój sposób trawi potem tę traumę, a wielu w ogóle już nie wróci do rzeczywistości sprzed wojny.
  Wojna nikomu nie przynosi chwały. Żadnym zwycięzcom. Ani zdobywcom, których potomstwo, cieszące się przestrzenią życiową, wstydzi się wracać do przeszłości, ani obrońcom, bowiem była to niebezpieczna, gorzka, urągająca człowieczeństwu służba. A uratowani, cóż, zwykle zostawiają w tyle swoich roztrzaskanych wybawców i wracają do normalności. Widok skamieniałości pomnika ku czci, budzi jedynie koszmar z uśpienia.


                                                                                 ***
   Tymczasem dobro wzrasta zupełnie gdzie indziej. Chronione i pielęgnowane, dąży do powszechności w oazach życia w pokoju. Jako stan naturalny dobro, nie wojna, warte jest najwyższego zainteresowania.


  Jednak wzrost dobra to proces wewnętrzny: zdobywanie nowych umiejętności, poszerzanie granic własnych możliwości intelektualnych, emocjonalnych, duchowych. Wymaga tyle samo heroizmu, co walka fizyczna, tyle, że jest to wojna wewnętrzna, toczona z samym sobą, z własnymi ograniczeniami, słabościami i brakami.
 


 Być może, aby zamieszkać na wyspie dobra, trzeba być gotowym na śmierć  "outseiderem"... 




piątek, 22 marca 2013

Wiosna.

                        Wiosna.
               Olej na płótnie, 90x70 cm.


Tak wygląda wiosna.


Gdyby ktoś gdzieś ją spotkał, niech da znać.



Poznaje się ją po kolorach, głosach, zapachach, nadziejach,


po przypomnieniach wszystkiego radosnego,


po szelestach ciepłego wiatru w trawach, kwiatach i włosach bez czapki,



i po nowych butach.


A zresztą, kiedy sama zdecyduje się nadejść, nie trzeba jej będzie szukać, bo wszędzie będzie jej pełno i nikt jej już nie powstrzyma...